Wspomnienia jednej z naszych uczennic:

Do ekipy dołączyłam jako ostatnia. Bardzo chciałam poznać nowych ludzi, tym bardziej, że nigdy nie miałam kontaktu z prawdziwymi Niemcami. Zachęcała mnie również możliwość rozwinięcia zasobów swojego słownictwa. Wszystko było na dobrej drodze; tylko czekaliśmy na przyjazd sąsiadów zza zachodniej granicy.

Zaczęło się dwunastego października 2009 roku. Cała nasza grupa zebrała się na korytarzu w oczekiwaniu na grupę Niemców. Niecierpliwienie było widoczne u każdego z nas. Ciekawość rozpierała wszystkich, szczególnie mnie. Kilka dni wcześniej zrodziły się we mnie obawy, które za żadne skarby świata nie chciały zniknąć. Zadawałam sobie mnóstwo pytań, na które nie umiałam odpowiedzieć. Jacy oni będą? Czy się polubimy? I najważniejsze – czy się dogadamy?

Kiedy zobaczyłam grupę niemieckich uczniów, obawy zniknęły. Przecież byli to ludzie tacy sami, jak ja. W gotowości trzymaliśmy słowniki. Wyrosło nad nami pierwsze zadanie – wprowadzenie nowych znajomych do szkoły i zaprowadzenie ich na lekcję. Mi, Paulinie i Patrycji przypadł język angielski, na który miałyśmy zaprowadzić Viviene i Ramonę. Chwilę trwało, zanim przełamałyśmy pierwsze lody. Śmiałyśmy się ze swoich nieudolnych prób porozumiewania się. Dziewczyny okazały się bardzo sympatyczne i miłe. Po lekcji angielskiego, udaliśmy się do grudziądzkiej Cytadeli. Razem słuchaliśmy przewodnika i cicho przeklinaliśmy koszmarną pogodę. Idąc ciemnymi korytarzami, rozmawialiśmy ze sobą. Czułam, że następne dni będą naprawdę ciekawe. Każdy z Niemców był inny i każdy z nich był unikalny. Pierwsze próby poznania się zakończyliśmy z pełnym sukcesem.

Podczas naszych wycieczek, zdecydowanie najwięcej działo się w autobusie. Okupując tylne miejsca siedzące, śmialiśmy się i rozmawialiśmy na różne tematy, zacieśniając więź, która nas łączyła. Okazało się, że słuchamy podobnej muzyki. Nie zabrakło również wspólnych wygłupów. Choć czasami chłopcy z Niemiec nie wiedzieli, o czym mówimy, śmiali się razem z nami. Czułam się naprawdę dobrze w ich towarzystwie. Nie krępowałam się i wiedziałam, że nie muszę nikogo udawać.

Czwartek był dniem wyjazdu do Gdańska. Dostaliśmy trochę czasu wolnego, by móc razem napić się czegoś ciepłego, bo ciągle padało. Chłopcy, z którymi spędzaliśmy czas, okazali się niezwykle zabawni. Uczyli nas nowych słów, tak jak i my ich. Na każdym kroku robiliśmy sobie zdjęcia – w dziwacznych pozycjach i głupimi minami na twarzach. Na chwilę rozstaliśmy się dopiero w Galerii Bałtyckiej, gdzie każdy mógł kupić to, czego dusza zapragnie.

Piątek był ostatni dzień wizyty mieszkańców Fuldy w Grudziądzu. Praca projektowa polegała na tym, by każda grupa wykonała plakat, przedstawiający nasze oczekiwania i obawy względem siebie nawzajem. Moja grupa długo nie wiedziała, co zrobić. Chris i Klaus siedzieli na swoich miejscach, nie bardzo wiedząc, co mają myśleć. Otaczała ich grupa Polek, która przekrzykiwała siebie nawzajem i próbowała dojść do porozumienia. W końcu się udało. Chłopcy włączyli się do pracy, opisując swoje obawy i oczekiwania. Pomagaliśmy sobie nawzajem, dopieszczając detale plakatu. Inne grupy również pracowały, śmiejąc się i wygłupiając. Każdy mógł dać coś od siebie. Plakaty połączyły się w jedną, wielką, polsko-niemiecką pamiątkę. Doskonale czułam się, pracując z chłopakami. Czasem mieliśmy problem z porozumiewaniem się, często pokazywałyśmy to, co chcemy, dłońmi. Było z tym dużo śmiechu i zabawy.

Potem przyszedł czas na pizzę, a potem na pożegnanie. Łzy stanęły mi w oczach, kiedy uświadomiłam sobie, że ci ludzie niedługo nas opuszczą. Przez te kilka dni spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Przygoda kiedyś musiała się skończyć. Robiliśmy sobie zdjęcia – pamiętki po spotkaniu młodzieży z Fuldy i Grudziądza. Pożegnanie zostało ukoronowane przez Jonasa, który zaśpiewał dwie swoje piosenki. Odprowadzając naszych przyjaciół do autokaru, wiedzieliśmy, że na tym się nie skończy. Wymieniliśmy się adresami e-mailowymi, byliśmy gotowi na utrzymywanie dalszego kontaktu. Kiedy autokar odjechał, wiedziałam, że nigdy ich nie zapomnę. Każdy z nas był smutny; ciężko było się rozstać. Z niecierpliwością czekamy na moment, kiedy to my będziemy mogli ich odwiedzić.